Rzym przepełniony jest niesamowitymi miejscami, które rozsiane są po całej stolicy, nie będąc często blisko siebie: są tu obecne zabytki z naprawdę wielu epok, poczynając od ruin starożytnego Imperium, przez średniowieczne budynki, renesansowe bazyliki, barkowe kościoły i pałace, na architekturze XX wieku kończąc. Jest tu mnóstwo do zobaczenia, ale niestety nie zawsze łatwo jest się poruszać od jednej perły sztuki do drugiej, co spowodowane jest kilkoma czynnikami.

Rzym, jak prawie wszystkie miasta, które przez wieki rozrastały się w sposób niepodlegający żadnej większej wizji architektonicznej, jest bardzo zawiłą plątaniną uliczek różnej szerokości, przecinających się nawzajem w różnych miejscach. Widoczne jest to szczególnie w centrum miasta, gdzie duża liczba ulic jest jednokierunkowa i wąska, dlatego też pełno tu zakazów wjazdu i nakazów ruchu różnej treści, co nie sprzyja jeździe jakimkolwiek pojazdem. Sam doświadczyłem takiej sytuacji, gdy pierwszy raz pojechałem w okolice Koloseum. Po wjechaniu w boczną drogę, aby zaparkować, wplątałem się w prawdziwą sieć ulic, z której ciężko było wybrnąć. Na szczęście, po prawie dwóch godzinach błądzenia, wylądowałem w końcu w znajomym miejscu, które znajdowało się po drugiej stronie miasta. Zalecam więc uzbrojenie się w dobry system nawigacji każdemu śmiałkowi wybierającemu się na przejażdżkę po wiecznym mieście.

Kolejnym utrudniającym jazdę powodem jest natężenie ruchu. Codziennie mniej więcej dwa miliony osób wjeżdża tu do pracy, na uniwersytet czy do szkoły, a na każdego mieszkańca Rzymu przypada przynajmniej jeden samochód, więc korki są tu niemiłą codziennością. Na ten problem jest jednak rozwiązanie: przesiadka z czterech kółek na dwa. Można to zrobić tylko pod warunkiem, że ma się bardzo dobre zdolności manewru przy niskich prędkościach, oczy dookoła głowy i dobry refleks. Rzymianie nie słyną niestety ani z uprzejmości na drodze, ani z wielkich umiejętności za kierownicą. Tu pierwszeństwo na drodze mają zawsze osoby prowadzące pojazdy o dużych gabarytach (z nimi nie warto mieć stłuczki) lub pojazdy mające bardzo zniszczone karoserie (ci nie boją się uszkodzić ani swojego, ani czyjegoś samochodu).

Kolejnym utrapieniem dla kierowców jest stan rzymskich dróg: na obrzeżach miasta drogi są bardziej dziurawe niż ser szwajcarski, a w centrum, choć nawierzchnia asfaltowa jest w dobrym stanie, jazdę uprzyjemni nam bruk słynący z bardzo małych właściwości przyczepnych oraz z wyjątkowo częstych nierówności (strzeżcie się panie w szpilkach!). Jeśli ktoś myślał, że już gorzej być nie może, jest w błędzie, ponieważ jeśli w Rzymie zacznie padać, poziom bezpieczeństwa na drogach leci w dół niczym ktoś, kto biegnąc, poślizgnął się na mokrych liściach. Podczas deszczowych dni na drogi spływa multum małych śmieci, liści czy igieł sosnowych, przez które wzrasta ryzyko poślizgu, dlatego też liczba wypadków ogromnie wzrasta. Ostatniego dnia sierpnia, kiedy spadł od dawna niewidziany deszcz, sam naliczyłem podczas podróży przez miasto 6 wypadków oraz stłuczkę, w której wzięły udział trzy autobusy oraz kilka samochodów.

Jeśli jednak będziemy stosować się do jednej prostej zasady, wyjdziemy cało z każdej podróży po mieście bez nawet złamanego paznokcia: wystarczy tylko prowadzić tak, jakby nikt na nas nie patrzył. To wszystko ma jednak jeden bardzo duży plus: doświadczenie za kierownicą w dość ekstremalnych warunkach.

Jan Rzepka


Lubisz portal polonijny POLONIA TO MY? Dziękujemy!
Polub też nasz fanpage na Facebooku i udostępnij posty.
Powiedz o nas znajomym; jesteśmy też na Instagramie!